niedziela, 11 maja 2014

LONDYN okiemREanimatora

To była szybka decyzja.

 Jesienią 2013 roku wspólnie z znajomą przeglądaliśmy różne oferty tego co dzieje się w Europie i jakaś taka wspólna myśl… a może wyprawa do Londynu…?

Ustaliliśmy, że najbliższy i najlepszy dla nas termin to ferie 2014 roku, czyli koniec stycznia. Sprawdziliśmy loty z Warszawy - Modlina i Rzeszowa - Jasionki.
Ryanair z Modlina – okazał się bezkonkurencyjny.

Ceny biletów do Londynu na 2,3 miesiące przez planowaną podróżą klasują się w cenach ok. 150 – 250 zł. Jeśli wybierzecie Modlin to dodajcie sobie koszt transportu do tego lotniska, bo ono nie znajduje się w Wawie, a ok. 30 km dalej.
My korzystaliśmy z niezwykle wygodnego „Modlin Busa”, który działa na podobnej zasadzie co „Polski Bus”. Odpowiednio wcześniej zamawiając taki kurs można za kilka złotych dojechać na lotnisko.

LONDYN



Na miesiąc przez wyjazdem wspólnie zastanawialiśmy się co zwiedzić i które miejsca są dla nas priorytetowe. Chodziliśmy po Empikach – tam czytaliśmy przewodniki i poradniki o Londynie. Kupiliśmy sobie nawet jeden z nich. To bardzo pomocne – wiele informacji zawartych tam się sprawdziło.




Znajomi ze studiów



Londyn w przeciwieństwie do innych stolic UE jest o wiele łatwiej zwiedzić i jakoś się tam zatrzymać przez obecność ogromnej imigracji Polaków. Jest to bardzo widoczne. Przykładowo w komunikacji miejskiej macie funkcję zmiany języka i oczywiście jest język polski. Prawie wszędzie też spotkanie Polaków. W metrze, w sklepach i ogólnie raczej na przedmieściach Londynu.

Nasz wyjazd podzieliliśmy na 2 części. Najpierw wybraliśmy się do znajomych, który mieszkają pod Londynem w Ipswich. To mała i urokliwa miejscowość. Tam możecie poczuć klimat starej Anglii przepełnionej spokojem, herbatą i przepięknymi ogrodami.



Pamiętam jak w jednym z lokalnych marketów zachwycałem się działem z polską żywnością. Podszedł do nas pewien pan i przywitał się. Zapytał się czy jesteśmy tu nowi i czy dopiero przyjechaliśmy do Wielkiej Brytanii. Rozmowa bardzo sympatyczna. Oczywiście od razu wytłumaczyliśmy, że jesteśmy tylko turystyczne.



Polacy w Wielkiej Brytanii tworzą bardzo zorganizowane społeczności. W Ipswich Polacy spotykają się najczęściej w polskich sklepach. To coś więcej niż sklep z polską żywnością. Tam możesz dowiedzieć się co słychać u sąsiadów. Zaraz przy wejściu do sklepu jest tablica ogłoszeń. Tam znajdują się różne oferty. Propozycje kulturalne, społeczne, czasem oferty pracy. Drugim równie mocnym ośrodkiem Polaków w Londynie są polskie parafie rzymskokatolickie. My poszliśmy do tej prowadzonej przez ojców Marianów. Tutaj bardzo się wzruszyłem. Uczestniczyłem w niedzielnym nabożeństwie. W stosunkowo malutkim kościółku był taki ścisk, że lewie dało się stać w kościele. Cały przód świątyni zajmowały setki dzieci. Tak więc można się tam poczuć troszeczkę jak w Polsce.



W Ipswich zamieszkaliśmy w takim jednym malutkim domku. Bardzo typowym dla pejzażu Anglii. Zwiedzanie miasteczka zaczęliśmy od poznania lokalnych sklepów. Zawsze z koleżanką szukamy wyjątkowych i dizajnerskich, tak aby wyszukać coś zupełnie wyjątkowego.





Jeśli chodzi o lokalną kulturę. Zwiedziliśmy Muzeum Miasta Ipswich. Tutaj miłe zaskoczenie. Muzeum niczym nie różniło się od tradycyjnych polskich muzeów lokalnych. Powiem więcej w naszych muzeach trochę bardziej dba się o promocję czy edukację niż w tym w Ipswich.

Z Ipswich jest blisko do Oceanu. Wsiada się w lokalną kolej i jedzie się około 30 minut. Wysiada się w bardzo urokliwym miejscu przypominającym nasz Sopot. Same kurorty i ogromna plaża kamienista. Zapach oceanu i ogromny spokój.



Dużo starszych mieszkańców Anglii tu przybywa. Chyba jest tu taki zwyczaj, że oni przyjeżdżają sobie autami jak najbliżej oceanu i zjadają podwieczorek nie wysiadając z auta a potem wracają do swoich domów.

W Ipswich po raz pierwszy zobaczyłem, w co przerabiają dawne świątynie anglikańskie i nie tylko anglikańskie. W jednej była kawiarnia, która uwielbiana jest szczególnie przez emerytów.



Z drugiej strony zobaczyłem też czynne świątynie, w których trochę inaczej podchodzi się do tego czym jest budynek kościelny. Ten kraj słynie z dość dużego przyrostu naturalnego widać to na ulicach. Duże wielodzietne rodziny spacerują po głównych alejach miasta.






Wracając do kościoła, w jednym z nich znalazłem dużą przestrzeń zarezerwowaną tylko dla dzieci, gdzie mogą miło spędzać czas nikomu nie przeszkadzając podczas nabożeństw… Może nadszedł czas aby u nas też takie przestrzenie zaczęli aranżować?? Hmm?






Tak więc bardzo polecam wszystkim Ipswich na początek wyprawy do Londynu. To miasteczko jest stosunkowo blisko od lotniska Londyn Stansted, na które przylecieliśmy. W Ipswich możecie zobaczyć typowy angielski pejzaż znany chociażby z malarstwa Turnera – którego obrazy znajdują się właśnie w wspomnianym muzeum miejskim.

Jak się potem okazało – tam były o wiele tańsze książki i inne pamiątki związane z Wielką Brytanią. Dlatego jeśli zobaczycie w takich mniejszych miastach chociażby charity shopy – to kupujcie! W Londynie będzie drożej.

LONDYN



Do Londynu pojechaliśmy autem przez główną autostradę. Zapewne wielu blogerów podróżniczych to podkreśla. Warto poznać drogi w innych krajach a szczególnie autostrady. U nas jeszcze długo nie będzie tak jak to już jest od dawna w innych krajach UE. Choć nie jest aż tak źle.




My dojechaliśmy do przedmieść Londynu. Zaparkowaliśmy przy stacji metra „Redbridge”. Tam przy tej stacji jest fajny strzeżony parking, tam więc wystarczy mała opłata i jesteśmy spokojni o auto.

METRO (London underground, TUBE)



Londyńskie metro bardzo mnie zachwyciło. Kiedy wchodzisz po raz pierwszy to można się trochę zagubić, ale po 1 dniu korzystania z linii Londyńskiego metra zaczynasz panować nad tą siecią i powoli zdobywasz kolejne rejony Londynu.





To było jedno z najfajniejszych odczuć, jakie dane mi było doznać w Londynie. Setki tysięcy ludzi i wszyscy idą w podobny sposób zachowując odgórnie ustalone zasady. Lokalni artyści występujący w korytarzach metra i robiący to zupełnie legalnie za zgodą magistratu. Dzięki naszym gospodarzom z Londynu mieliśmy też specjalne karty „oyster card”. To trochę podobne do chociażby warszawskiej karty miejskiej, ale znacznie się różni. W Londynie „Oyster card” możesz doładować w każdej stacji metra w specjalnych okienkach, gdzie dyżuruje obsługa metra, oraz w automatach. Jeśli chodzi o automaty to uważajcie. Bardzo często zdarzało się nam, że automat nie przyjmował naszych monet. Warto też wiedzieć, że w automatach nie ma funkcji przyjmowania banknotów. Dlatego najlepiej doładować kartę w okienku  u obsługi.

Karta działa w ten sposób, że pobierała nam ustaloną odgórnie kwotę z konta. To ile metro pobierze ostatecznie zależy od tego ile razy skorzystasz z metra w danym dniu. Przynajmniej ja to tak zrozumiałem. Przykładowo miałem załadowaną kartę na 10 funtów i przez dzień zabrało mi ok. 3 funty.

To widok z stacji metra "westminster" absolutnie widok kultowy.
Spotkacie tu tysiące osób z całego świata, który robią właśnie
takie zdjęcie


Tak więc jeśli opanujecie metro – to na pewno w ciągu kilku godzin uda się wam zwiedzić wszystko co najważniejsze dla Londynu. Począwszy od: Westminster Palace, Tower of London, Tower Bridge, London eye, Millenium Bridge oraz katedrę św. Pawła. To trasa spokojnie na jeden dzień w Londynie.

To zalewie 1 część moich rozważań o londyńskich podróżach – polecam drugi wpis o muzeach Londynu...




Pozdrawiam
REanimator







2 komentarze:

  1. Śnił mi się Londyn ostatnio :) Ile mniej-więcej kosztowała Cię podróż? Albo w jakim przedziale cenowym sądzisz że można się zamknąć? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bilety lotnicze około 400, kiszonkowe ok 500. My byliśmy tam prawie tydzień, więc minimum to ok 900... Najlepiej nocować u znajomych to wtedy odchodzi też bardzo drogi koszt noclegów w Londynie.

    OdpowiedzUsuń